Josephs.ScotBorowiak Properties Ltd

Zwierzęta woziliście?

Utworzona: 2023-07-23


Z tym kotem to był krzyż pański. Jak dotychczas lubiłem koty, psy, inne tam zwierzaki, tak sympatia do kotów przeszła mi zupełnie - kolejne z serii opowiadań od Marka Wersa.

KOT MARSYLSKI


⏺ Zwierzęta woziliście?

Nie, no jak zwierzęta woziliśmy, czym, busami pod plandeką?! Normalnie z De Gaula na lotnisko w Marsylii żeśmy latali, zajebista trasa, wszystko po płatnych, opór decha, pedał w podłodze, przerwy tyle, co na tankowanie, różne rzeczy się woziło, czasem palety, czasem zagubione bagaże, czasem... No ale na ten raz akurat trafiły nam się bagaże, walizki, cuda, torby, plecaki, ktoś tam coś pomylił na lotnisku i przyleciały do Paryża, zamiast do Marsylii.

⏺ No to jak to wyszło?

No jak zwykle, podjazd pod rampę, ze 40 tych walizek, toreb, plecaków, i hajda! - do Marsylii. Załadunek, plomba i ogień z rury, przód do góry! Tylko, że tym razem wśród pakunków była też skrzynka z rasowym kotem, wiesz, taka specjalna, leciał sobie kot w ładowni samolotu, karma, poidełko, wszystko miał. To był jakiś nieziemsko drogi rasowy kot, taki wiesz, wystawowy, reproduktor jakiś niesłychany. No i tak się trafiło, że trafił się, psia jego mać, właśnie mnie...

⏺ Uściślisz coś?

No sama trasa to wiesz, z pamięci, tylko, że jak dojechałem, to się okazało, jak plombę zdjęli, graty wyładowali, to klatka owszem była, ale kota w niej już nie... A tu w kwitach stoi jak byk: że kot żywy, zdrowy, że go w Paryżu jakiś weterynarz oglądał, a tu klatka jest, a kota nie ma! Pytają się Francuzi gdzie kot, bo był, ale nie ma, ja po francusku słabiutko, znaleźli tam Polaka na lotnisku, przyszedł chłopak, przekłada elegancko, trochę śmiesznie, trochę strasznie, bo ten kot cholera wie ile wart, wesoło nam przestało być, jak sprawdzili w necie.

⏺ Kot taki drogi był?

No dobrą brykę byś spokojnie za niego kupił. Co tu teraz zrobić? Nikomu nie do śmiechu, tamci dzwonią do Paryża, że gdzie kot, a Paryż odpowiada, że był, i że od nich wyjechał zdrowy i cały, żeby dupy nie zawracali, o żeby to ch....! Myślimy, kombinujemy, i ten Polak mówi, żebyśmy napisali, że kot zdechł w czasie transportu, no bo co innego? No to Francuzi raz-raz dokumenty powypełniali, i tego kota spisali na straty. Właściciela powiadomili, kot zdechł, bardzo nam przykro, mesieur, dołożyliśmy wszelkich starań, szczerze żałujemy, to było piękne szlachetne zwierzę, bla bla bla. Dokumenty podpisali, podbili, dobra, można zjeżdżać na parking. Walę na Agipa, bo był taki w miarę bezpieczny, prawie tam nie kradli, patrzę, stoją chłopaki, bo to był piątek, sporo ich, ale jedno miejsce mi zarezerwowali, więc zaparkowałem grata, wieczór, piwko, jedno - drugie, dobra, spać. A tu ze 30 stopni, bo lato, duszno, no nic, jakoś trzeba odpocząć. Dobrze już tak zasnąłem, coś słyszę, z autem się coś dzieje. Myślę: pewnie ciapate plandekę kroją, tylko po co, przecież z tyłu dwa trójkąty zostawione, żeby sobie mogli zajrzeć, że pusto, no ale co, zejść strach. Szarpie i szarpie coś tą plandeką, coś drze, szura, co jest myślę sobie! 5 minut OK, 15, no długo trochę, ale pół godziny, no to już dramat, schodzę, niby się odlać, ty, przy aucie pusto! Nikogo! Plandeka cała, niepocięta, cisza. Wracam na górę, zasypiam, znowu to samo! Tak do rana trwała zabawa. Niewyspany byłem jak jasny piorun. No ale świt, śniadanie, kawa, i mówię chłopakom, było tak i tak, sprawdźcie co jest, bo tu jakieś buszowanie w nocy odchodziło.

⏺ Pocięli wam plandeki?

Gdzie tam! Nic nie zginęło. Nikomu nawet zapałka nie przepadła. No ale dzień wstał, coraz goręcej się robi, upał, żar się leje z nieba, siedzimy w cieniu, wodę na asfalt lejemy, żeby choć trochę chłodniej było pod nogami, a moja plandek coś się rusza, choć bezwietrznie. Trza zobaczyć co to jest, mówię, coś to nie tak, odpinam plandekę, patrzę, pusto! Ale wiesz, z przodu miałem taką płytę zaporową, sam zamontowałem, żeby mi towar w razie wypadku do kabiny nie wpadł, no i od strony kabiny już normalnie plandeka. Ty! Wchodzimy zobaczyć co tam jest, nie widać nic, odsznurowaliśmy linką celną, a między płytą zaporową a plandeką leży zaklinowany na amen ten kot! Zmarnowany, zaszargany, brudny, ledwie żywy, ale jest! Jakoś go dziada deską od plandeki wypchnęliśmy, sznurek mu na szyję, żeby nie spierdolił, wody mu daliśmy, chlał jak my piwo!

⏺ I co z tym kotem...?

No dopiero wtedy się zaczęło! Weź tu się opiekuj dziadem do poniedziałku! Cargo zamknięte, klatki nie ma, gość powiadomiony, że kocisko padło w boju, co tu robić, żeśmy się pokładali na parkingu ze śmiechu! No nic, kocina jakoś przetrwała z nami weekend, w poniedziałek rano wróciłem na cargo i mówię, że mam tego kota, że się znalazł, pokazuję co i jak, gdzie kot wlazł, Francuzi oczy jak pięć złotych, śmieją, ale co robić, trzeba dzwonić do gościa, że kot żyje, ale jak mu to wytłumaczyć, no nic, jakoś to będzie! Ten Francuz jakoś niedługo przyjechał, chłopaki z cargo mu wcisnęli kit, że nie o tego kota chodziło, choć się ta historia kupy-dupy nie trzymała, gość kota z radości wyściskał, mnie 50 euro odpalił, bo mu pokazałem opakowania po polskich pasztecikach, że niby karmę mu kupowałem, i cały szczęśliwy pojechał w pizdu...

⏺Toś sympatię do kotów całkiem stracił?

...No, od tego czasu jakoś mi koty nie pasują... A paszteciki, wiesz, śmiać mi się chce, jak je widzę w Biedronce....
Do ulubionych
FIRMOWY SPOTLIGHT
Euroma Maciej Działoszyński


NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

NASZE WYWIADY

OPINIE

NASZE RELACJE

Photo by Josh Hild from Pexels