MATKA POLKA TRANSPORTOWA
Ta praca nie przestaje mnie zadziwiać. Nigdy nie jest tak, żeby zdarzyło się coś, co sprawi, że moje powiedzonko 'na drodze przeżyłem już wszystko' straci na wartości. Mówi się dużo o kobietach za kierownicą, social media pełne są dzielnych młodych dam, które podbijają świat i serca internautów swoją pracą, urodą i urokiem osobistym. Jednak dziś opowiem Wam zupełnie inna historię.Gdy kończymy trasę raptem 100 km od domu, a jest piątek i o godzinie 9:00 odbijamy od rampy żeby ruszyć do chaty, to nie myślimy o zbyt wielu sprawach. Dojechać bezpiecznie do bazy, jeśli auto tego wymaga oddać je w ręce mechaników, wpaść na spedycję i zostawić papiery z tych 7 czy 10 dni. Dalej myśli sięgają planów na weekend, urlopu, zakupów czy prac domowych. Dlatego nie rozglądamy się wokół, tylko myk – myk zamykamy naczepę i but do domu. Pedał w podłogę i na odcięciu byle prędzej. Tak trochę jakby bezrefleksyjnie. Nie patrzymy na ludzi, tylko co tchu wracamy do domu.
Już się domyśliliście, że mój piątkowy powrót wyglądał inaczej? Owszem, odbiłem od rampy, pozamykałem pakę i szybciutko pomaszerowałem po papiery do biura. Po drodze minąłem sympatycznie wyglądającą solóweczkę stojącą pod rampą obok. Auta prowadzone przez kobiety łatwo wyłowić z tłumu. Mają w sobie coś takiego, co sprawia, że rzucają się w oczy. Inny wystrój albo gadżety typowe dla płci przeciwnej, ale żeby wozić ze sobą na siedzeniu pasażera fotelik dla dzieci... To już lekka przesada - pomyślałem drepcząc obok. Dopiero po chwili kapnąłem się, że w foteliku siedzi brzdąc, taki na oko dwuletni, a jego mama otwiera drzwi od strony kierowcy w tej siedmiotonówce. Wmurowało mnie w kostkę brukową przed tymi rampami. Stałem i się gapiłem, jak mama – truckerka ogarnia się chwilę w kabinie, a potem daje dzieciakowi butelkę ze smoczkiem. Jak mały zostawia pluszaka i przypina się do butelki.
Przepraszam, zapytałem, możemy chwilę pogadać jak nakarmisz małego? Możemy teraz, chciałeś coś? Ta wrogość mnie zmroziła, ale pytam dalej. Wiecie sami – koleżanka na solówce z dzieckiem... Czy nie ciężko, jak daje radę, jak ze spaniem, czy się nie boi i przede wszystkim - czemu jeździ z dwulatkiem w kabinie? Odpowiedzi nie były łatwe. Jeździ z dzieckiem, bo jest samotną matką, proste. Radę daje jak może. Mechanicy przystosowali jej auto do tego, żeby można było szybko zagrzać wodę na mleko, dodali parę wieszaków na ręczniki, znaleźli patent na zużyte pampersy. Ogarnęli jakieś spanie dla małego gdy mama prowadzi, bo tak to śpi z mamą. Szef daje takie trasy, żeby mogła przejechać przez miejsce zwane domem choć z raz w tygodniu. Czasem się udaje, czasem nie. No dobrze, pytam, ale przecież w trasie musisz iść do toalety, wykąpać się, przecież musisz też wykapać synka, jak to wszystko ustawiasz, jak załatwiasz? Mały zostaje pod opieką pracownic ze stacji, gdy idę pod prysznic, potem zabieram i kąpię jego. Na większości stacji są tak mili pracownicy, że biorą pieniądze tylko za jej prysznic, mycia brzdąca nie liczą, a czasem i ona załapie się na darmowy, gdy pracownik czy pracowniczka stacji ma bardziej wrażliwe serce. Trasy są mniej więcej stałe, więc ma już ogarnięty system. Tylko raz jakiś debil z ochrony chciał wzywać policję, bo nie można wwozić dzieci na ten zakład. Jeszcze dobrze na firmę nie wjechała, a ten już z ryjem, straszeniem policją i zabraniem małego do izby dziecka. Załatwiła go dzwoniąc do firmy ochroniarskiej. Siadł na dupie i nie sadził się więcej.
Przy zatrzymaniu do kontroli pierwsze pytanie funkcjonariuszy dotyczy dziecka, czy wszystko z nim OK. Zazwyczaj kontrola przebiega spokojnie i z uśmiechem, ale jak zdarzy się kara to z reguły symboliczna albo pouczenie. Jeśli jakiś kierowca podchodzi do niej pogadać i zaoferować pomoc to zazwyczaj jest to inna truckerka, choć truckerzy też się zdarzają. Mały ma kilkanaście takich transportowych ciotek, kilka z nich utrzymuje kontakt z naszą bohaterką, dzwonią, pytają, przysyłają prezenty na urodziny i święta.
Jak długo jeździ z dzieckiem? Prawie półtora roku. Co na to rodzina? Nic, bo nie ma żadnej. Tata małego? Poszedł własną drogą. Bóg z nim, lepiej bez niego niż przy nim. Jakiej pomocy doświadcza? Ot, ciotki popilnują małego, a chłopaki obskoczą samochód, żarówkę zmienią, płynu doleją, olej uzupełnią albo pomogą w załadunku.
Dlaczego nie ma jej na FB czy Insta? Bo nie ma potrzeby. Ona nie ma parcia na szkło, nie ma czasu na internetową rzeczywistość, ona ma dziecko do wykarmienia i pracę do wykonania. Żyjemy w takim kraju, że gdyby nie pracowała to nie byłoby jej stać na utrzymanie siebie, dziecka, mieszkania. Zaraz zjawiłby się ktoś, kto życzliwie doniósłby do opieki, a oni oczywiście cali na biało odebraliby dziecko wyrodnej matce. Próbowali zresztą. Wyśmiała ich, nagrała wizytę – ich groźby i jej pytania gdzie byli, gdy potrzebowała pomocy. Poszli i już nie wrócili.
Kiedy to się skończy, pytam? Przecież kiedyś mały będzie musiał iść do szkoły. Sam sobie odpowiedziałeś, mówi ona, ale do tego czasu będę na tyle ustawiona, żeby pracować od 8:00 do 16:00. Jej kabina to przedszkole, przewijak, miejsce pracy i zabawy w jednym. Wśród paczek z pampersami, puszek z mlekiem, butelek, smoczków, pluszaków i książeczek z obrazkami, wśród CMR–ek i wydruków tachografu siedzi ona i jej synek. Ona. Matka Polka Transportowa.
Autor: Marek Wers