ID: 261412
PORÓWNANIE zarobków. Uczciwe!
ID: 261412
ID: 261412
W latach 1995 - 1997 w jednej z Wrocławskich fabryk zatrudniającej około 2000 osób, zacząłem pierwszą pracę. Stawka godzinowa jaką dostałem, to było 2, 7zł.
Jeśli pomnożycie to przez 172h w miesiącu (bez sobót), to otrzymacie nieco ponad 450zł. Uśredniłem, ponieważ tam dochodziła premia, odchodziły podatki. Dochodziło 30zł za pranie i nie każdy miesiąc jest równy. W każdym razie, zarabiałem 4 i pół miliona. Wielu ludzi operowało jeszcze starymi nazwami kwot.
4 i pół bańki. Koniec i kropka. W zakładzie, w którym pracowałem, stawki nie były najgorsze. Słyszałem o zakładach, gdzie było 3, 5 bańki. Jednak były też takie, gdzie można było zarobić ponad 5.
Tak więc uśredniając, robotnik fizyczny, bez dodatkowych kwalifikacji i bez pracy w weekendy, zarabiał 4, 5 miliona. (450zł)
Wtedy też pojawiły się pierwsze prywatne firmy transportowe. Na międzynarodówkach kierowcy zarabiali ponad 3000zł.
Jazda po nocach, praca w weekendy i zrobienie prawa jazdy, dawało możliwość zarobku 6 pensji robotnika. I nie było wielu chetnych.
Sytuacja zmieniała się jednak na gorsze, bezrobocie rosło szybko, a apogeum tej patologii przypadał na rok 1999.
Wtedy już za kierownicą nie zarabiało się więcej niż w fabryce, ale to był jedyny zawód, w którym w ogóle była jeszcze praca.
Zarabiałem wtedy jako kierowca 1100zł, a w fabryce z której odszedłem, ludzie zarabiali po 950zł.
Wtedy to, dziady transportowe miały prawdziwe żniwa. Budowali dwie wille rocznie, bawili się w kasynach, chlali i zabawiali się z dziwami.
I wielu (prawda łysy) tą patologiczną sytuację, wspomina z łezką w oku. Ba. Wielu też, uwierzyło że tak będzie zawsze i uznało to za normę.
A jak szybko zmniejszali pensję w latach 1997 -1999?
Około 30% rocznie. Po prostu znajdowali chętnych za mniejszą stawkę i zwalniali wieloletnich pracowników, lub proponowali im zmniejszenie stawki.
Co sie wtedy nie działo. Jako kierowca, w wolnych chwilach plewiłem ogródek dziada i malowałem mu płot we firmie. Do samochodów wlewałem olej opałowy. Wszystkie opony były nalewajkami, a stan techniczny pojazdów był taki, że należałoby dziada wziąć i z miejsca zastrzelić bez sądu.
Po każdej mojej próbie negocjacji czegokolwiek, słyszałem tekst : "Na twoje miejsce czeka dziesięciu chętnych. "
Sytuacja zaczęła się normować powoli i normowała się prawie 20 lat.
W zapomnienie poszedł olej opałowy. Następnie powstało ITD i w zapomnienie poszła jazda po 18h dziennie. Trzeba też było zrezygnować z totalnych klamotów i uporządkować tabor. Po roku 2004 powoli zacząły się normować stawki. Ale te zmiany szły najwolniej. Dziady, wyły, kwiliły, płakały i stękały, a tak naprawdę, to nie dziady popodnosiły stawki, ale zmiana pokoleniowa. Jedne firmy upadały, a w ich miejsce przychodziły nowe i ci nowi szefowie nie pamiętali tamtych czasów, więc od razu płacili odrobinę lepiej.
Kiedy dzisiaj powiedziałem mojemu pracodawcy, że mój pierwszy pryncypał w jeden rok postawił 3 willę (dla trzech córek), to pracodawca mi nie uwierzył.
I tak oto dzisiaj mamy zarobki rzędu 5 - 7 tysięcy złotych. Dużo? Tylko wtedy, kiedy porównasz je z czasami patologii.
Jeśli wrócimy do porównania z mojej pierwszej pracy, to w fabryce za 8h miałem 450 zł, a za kierownicą 3000zł.
Przełóżmy to na dzisiejsze czasy.
Kasjerka w LIDLU zarabia lekko 3500zł. Ukrainiec w osiedlowej pizzeri, gdzie sprzedaje pizzę, zarabiał 4200zł i się zwolnił. Mówił mi to sam właściciel i taką samą ofertę dał mi.
To matematyka jest prosta.
3500 * 6 = 21 000zł.
Już słyszę i widzę zgrzytanie zębów i skowyt łysej pały. Ale takie są fakty. Jeśli ktoś zarzuci mi błąd w obliczeniach, proszę bardzo.
Uczciwa pensja na międzynarodówce powinna się trzymać około 20 000zł, a na kraju i codziennie w domu, około 10 000zł.
Wy oferujecie na międzynarodówce 7000zł, a na miejscu 3000zł.
To nie dziwujcie się później, że żelastwo stoi i rdzewieje.
Za takie stawki, za kierownice pójdzie tylko wasza rodzina, albo pasjonaci ciężarówek.
W sobotnie popołudnia dorabiam sobie na UBERze. Zgadnijcie, gdzie zarabiam więcej.
Cały tydzień jeżdżąc dla dziada, czy w weekend na UBERze? Jak myślicie?
Dlatego, zupełnie poważnie rozważam odejście z pracy.
Dwa dni w tygodniu postoję w pizzeri, w weekend dorobię na taksówce i mi wystarczy. Żadnego stresu, żadnych pasów załadunkowych, żadnego śmierdzenia paliwem, smarami, użerania się z palącymi kierowcami. Po co mi to?
A ludzie, niestety dla dziadów, zaczynają samodzielnie myśleć. Klamoty stoją pod płotem, nie tylko w PL. Stoją w UK, w Niemczech i we Francji. I będą stały, chyba że się nauczycie płacić. A co zrobicie, jeśli zamkniecie działalność?
Wielu zarzucało nam kierowcą, że nie mamy wyształcenia i nic innego nie potrafimy.
Ciekawe, co wy potraficie? Ilu z was ma dyplomy wyższej szkoły. Ilu wśród was jest inżynierów, fizyków, lekarzy i informatyków?
Przyg aniał kocioł garnkowi.
W latach 1995 - 1997 w jednej z Wrocławskich fabryk zatrudniającej około 2000 osób, zacząłem pierwszą pracę. Stawka godzinowa jaką dostałem, to było 2, 7zł.
Jeśli pomnożycie to przez 172h w miesiącu (bez sobót), to otrzymacie nieco ponad 450zł. Uśredniłem, ponieważ tam dochodziła premia, odchodziły podatki. Dochodziło 30zł za pranie i nie każdy miesiąc jest równy. W każdym razie, zarabiałem 4 i pół miliona. Wielu ludzi operowało jeszcze starymi nazwami kwot.
4 i pół bańki. Koniec i kropka. W zakładzie, w którym pracowałem, stawki nie były najgorsze. Słyszałem o zakładach, gdzie było 3, 5 bańki. Jednak były też takie, gdzie można było zarobić ponad 5.
Tak więc uśredniając, robotnik fizyczny, bez dodatkowych kwalifikacji i bez pracy w weekendy, zarabiał 4, 5 miliona. (450zł)
Wtedy też pojawiły się pierwsze prywatne firmy transportowe. Na międzynarodówkach kierowcy zarabiali ponad 3000zł.
Jazda po nocach, praca w weekendy i zrobienie prawa jazdy, dawało możliwość zarobku 6 pensji robotnika. I nie było wielu chetnych.
Sytuacja zmieniała się jednak na gorsze, bezrobocie rosło szybko, a apogeum tej patologii przypadał na rok 1999.
Wtedy już za kierownicą nie zarabiało się więcej niż w fabryce, ale to był jedyny zawód, w którym w ogóle była jeszcze praca.
Zarabiałem wtedy jako kierowca 1100zł, a w fabryce z której odszedłem, ludzie zarabiali po 950zł.
Wtedy to, dziady transportowe miały prawdziwe żniwa. Budowali dwie wille rocznie, bawili się w kasynach, chlali i zabawiali się z dziwami.
I wielu (prawda łysy) tą patologiczną sytuację, wspomina z łezką w oku. Ba. Wielu też, uwierzyło że tak będzie zawsze i uznało to za normę.
A jak szybko zmniejszali pensję w latach 1997 -1999?
Około 30% rocznie. Po prostu znajdowali chętnych za mniejszą stawkę i zwalniali wieloletnich pracowników, lub proponowali im zmniejszenie stawki.
Co sie wtedy nie działo. Jako kierowca, w wolnych chwilach plewiłem ogródek dziada i malowałem mu płot we firmie. Do samochodów wlewałem olej opałowy. Wszystkie opony były nalewajkami, a stan techniczny pojazdów był taki, że należałoby dziada wziąć i z miejsca zastrzelić bez sądu.
Po każdej mojej próbie negocjacji czegokolwiek, słyszałem tekst : "Na twoje miejsce czeka dziesięciu chętnych. "
Sytuacja zaczęła się normować powoli i normowała się prawie 20 lat.
W zapomnienie poszedł olej opałowy. Następnie powstało ITD i w zapomnienie poszła jazda po 18h dziennie. Trzeba też było zrezygnować z totalnych klamotów i uporządkować tabor. Po roku 2004 powoli zacząły się normować stawki. Ale te zmiany szły najwolniej. Dziady, wyły, kwiliły, płakały i stękały, a tak naprawdę, to nie dziady popodnosiły stawki, ale zmiana pokoleniowa. Jedne firmy upadały, a w ich miejsce przychodziły nowe i ci nowi szefowie nie pamiętali tamtych czasów, więc od razu płacili odrobinę lepiej.
Kiedy dzisiaj powiedziałem mojemu pracodawcy, że mój pierwszy pryncypał w jeden rok postawił 3 willę (dla trzech córek), to pracodawca mi nie uwierzył.
I tak oto dzisiaj mamy zarobki rzędu 5 - 7 tysięcy złotych. Dużo? Tylko wtedy, kiedy porównasz je z czasami patologii.
Jeśli wrócimy do porównania z mojej pierwszej pracy, to w fabryce za 8h miałem 450 zł, a za kierownicą 3000zł.
Przełóżmy to na dzisiejsze czasy.
Kasjerka w LIDLU zarabia lekko 3500zł. Ukrainiec w osiedlowej pizzeri, gdzie sprzedaje pizzę, zarabiał 4200zł i się zwolnił. Mówił mi to sam właściciel i taką samą ofertę dał mi.
To matematyka jest prosta.
3500 * 6 = 21 000zł.
Już słyszę i widzę zgrzytanie zębów i skowyt łysej pały. Ale takie są fakty. Jeśli ktoś zarzuci mi błąd w obliczeniach, proszę bardzo.
Uczciwa pensja na międzynarodówce powinna się trzymać około 20 000zł, a na kraju i codziennie w domu, około 10 000zł.
Wy oferujecie na międzynarodówce 7000zł, a na miejscu 3000zł.
To nie dziwujcie się później, że żelastwo stoi i rdzewieje.
Za takie stawki, za kierownice pójdzie tylko wasza rodzina, albo pasjonaci ciężarówek.
W sobotnie popołudnia dorabiam sobie na UBERze. Zgadnijcie, gdzie zarabiam więcej.
Cały tydzień jeżdżąc dla dziada, czy w weekend na UBERze? Jak myślicie?
Dlatego, zupełnie poważnie rozważam odejście z pracy.
Dwa dni w tygodniu postoję w pizzeri, w weekend dorobię na taksówce i mi wystarczy. Żadnego stresu, żadnych pasów załadunkowych, żadnego śmierdzenia paliwem, smarami, użerania się z palącymi kierowcami. Po co mi to?
A ludzie, niestety dla dziadów, zaczynają samodzielnie myśleć. Klamoty stoją pod płotem, nie tylko w PL. Stoją w UK, w Niemczech i we Francji. I będą stały, chyba że się nauczycie płacić. A co zrobicie, jeśli zamkniecie działalność?
Wielu zarzucało nam kierowcą, że nie mamy wyształcenia i nic innego nie potrafimy.
Ciekawe, co wy potraficie? Ilu z was ma dyplomy wyższej szkoły. Ilu wśród was jest inżynierów, fizyków, lekarzy i informatyków?
Przyg aniał kocioł garnkowi.
~Cyprian Kleofas Kozłowicz*.151.39.179
*.151.39.179
Posty (146)
Opcje - szybkie linki
Wybierz
Wątki Admina
Wybierz
TOP 20 - przez was wybrane
Wybierz
OSTATNIO KOMENTOWANE
Ogromna prośba...

Reklama to nasze JEDYNE źródło dochodu.
Reklam nie jest wiele, nie wyskakują, nie zasłaniają żadnych treści, ale umożliwiają utrzymanie redakcji.
Proszę pomóż, dodaj etransport.pl do wyjątków Twojej aplikacji.