Tydzień temu, na spotkaniu lubelskich i podkarpackich przewoźników w Zamościu, poświęconemu omówieniu trudnej sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej, zawiązał się Zamojski Komitet Protestacyjny. Skupieni w nim przewoźnicy rozpoczęli dziaj na przejściu w Dorohusku akcję protestacyjną polegająca na blokowaniu przejazdu i przepuszczaniu tylko jednego zestawu ciężarowego na godzinę w każdą stronę. Jeśli dzisiejsza akcja nie przyniesie rezultatu, polscy transportowcy zamierzają w kolejnych dniach w ten sam sposób blokować inne prześcia graniczne z Ukrainą.
Protestujący domagają się żeby strona ukraińska przestrzegała warunków pozrozumienia podpisanego pod koniec lipca w Dorohusku. Na jego mocy pas drogi, którym wcześniej poruszały się auta osobowe, został wyznaczony dla ciężarówek - cystern przewożących paliwo do Ukrainy oraz pojazdów wracających do Polski z pustymi ładowniami, po wcześniejszym rozładunku pomocy humanitarnej dla naszych sąsiadów.
System działał sprawnie około miesiąca. Później strona ukraińska nakazała kierowcom samochodów wracających do Polski ustawiać się w kolejce, która ma teraz około 50 km długości. Kierowcy czekający około tygodnia na dojazd do przejścia buntują się, nie chcą tak pracować, niektórzy grożą odejściem z firmy. W kolejkach dochodzi do spięć i przepychanek.
Protestujący podkreślają, że nie żądają niczego więcej jak przestrzegania prawa, ustalonego przez ministrów reprezentujący rząd polski i ukraiński. Dodają z goryczą, że polski rząd nie reprezentuje ich, nie broni ich interesów, więc postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Chcą protestować tak długo aż strona ukraińska z powrotem puści wolnym pasem polskie ciężarówki wracające bez ładunku do kraju.
Pan Marek, właściciel polskiej firmy transportowej uczestniczący w proteście, w rozmowie z reporterem etranasport.pl nie kryje rozgoryczenia. Twierdzi, że jego podejście do pomocy Ukraińcom bardzo się zmieniło z powodu ostatnich wydarzeń. Zaznacza, że raz na jakiś czas sam siadał za kółkiem i jechał do Ukrainy z pomocą humanitarną. W ubiegłą środę wracał do kraju przez granicę w Korczowej po dostarczeniu ładunku pomocowego. Dojechał do końca kolejki i został przepuszczony do przodu przez ukraińskiego policjanta. Nie dotarł jednak do przejścia - po około pięciu kilomatrach grupa ukraińskich kierowców, uzbrojona w kije bejsbolowe i rury, stanęła w poprzek drogi blokując przejazd. Wycofał się w obawie o bezpieczeństwo swoje i pojazdu.
Nasz rozmówca przekonał się, że prawo na drodze ustalają ukraińscy kierowcy, którzy - co najdziwniejsze - nic na tym nie zyskują, bowiem blokowanie polskich ciężarówek nie przyspiesza posuwania się kolejki do przodu.
Materiał własny etransport.pl
Utworzona: 2022-09-05