Josephs.ScotBorowiak Properties LtdToll House Properties Ltd

Jeżeli to tylko możliwe – spędza czas poza kabiną i zwiedza

Utworzona: 2022-03-10


Aleksandra Kozłowska z Katowic, kierowca z czteroletnim stażem w zawodzie, opowiada m.in. o swoim zamiłowaniu do długich spacerów i zwiedzania ciekawych miejsc, a także miłości do słodyczy, której trudno się oprzeć

Czy uważasz, że kierowca ciężarówki to odpowiednie zajęcie dla kobiet?

Odpowiem pytaniem: a dlaczego nie? To zawód jak każdy inny. Moim zdaniem, nie ma znaczenia płeć a raczej indywidualne predyspozycje, cechy osobowości i charakteru. Kolokwialnie mówiąc: kto co lubi. Przecież mężczyzna, który ma zdecydowanie łatwiej pod wieloma względami w tym zawodzie, też nie każdy się nadaje. Powiedziałabym tak: kierowca ciężarówki to zawód nie dla wszystkich kobiet i nie dla wszystkich mężczyzn.

Wykonujesz ten zawód za czyjąś namową czy z własnego przekonania?

Z własnego przekonania. Odkąd sięgnę pamięcią chciałam być marynarzem lub kierowcą ciężarówki. Niestety w latach 90., kiedy musiałam podjąć decyzję co będę robić w życiu, oczekiwania rodziców i otoczenia znacząco odbiegały od moich, od upragnionego technikum mechanicznego. Upłynęło więc sporo czasu i życia zanim zdecydowałam się w końcu zrobić uprawnienia i zacząć jeździć. Teraz nie wyobrażam sobie wykonywania innej pracy.

Od ilu lat ćwiczysz manewry przy rapie i czy z równą pasją co na początku?

Początki oczywiście były trudne – opanowanie jazdy do tyłu z naczepą zajęło mi trochę czasu. Jeżdżę dopiero od 4 lat, a od 3,5 roku podjeżdżam pod rampy. Wiadomo – im większe doświadczenie tym mniej stresu, więcej spokoju przy manewrach, a jazda przyjemniejsza. A pasja? Musi być i jest zawsze, żeby sił i wytrwałości wystarczyło.

Praca kierowcy ma z pozoru niewiele wspólnego z prowadzeniem zdrowego trybu życia. Można jednak, przy odpowiednim samozaparciu, wprowadzić do niej pierwiastek zdrowia – choćby w postaci sportu czy zbilansowanej diety. Trudne, ale wykonalne...

Szczerze mówiąc regularna aktywność sportowa jest to dla mnie bardziej trudna niż wykonalna. To jedyny minus tej pracy. Tym bardziej, że przed rozpoczęciem przygody z ciężarówką chodziłam regularnie na basen, rolki i siłownie, a do tego zdrowo się odżywiałam, z wyliczoną liczbą kalorii. Teraz jest inaczej. Nieregularne godziny pracy, rozchwiany rytm biologiczny, pośpiech, ciągłe zmiany – wszystko to mocno obniża samozaparcie i dyscyplinę, jeśli chodzi o nastawienie do aktywności fizycznej. Po dwóch latach wożenia ze sobą ciężarków, skakanki, taśm i łudzenia się, że „na tej trasie to już na pewno będę ćwiczyć" – odpuściłam. Bardzo mi tego brakuje, zwłaszcza że kondycja coraz gorsza, ale nie jestem w stanie się zorganizować. Wiem, że niektórzy regularnie ćwiczą w trasie, ale mnie to zupełnie nie wychodzi. Może dlatego, że – jeżeli to tylko możliwe – spędzam czas poza kabiną i zwiedzam. Jeżdżę w bardzo fajnych kierunkach i okazji do zwiedzania jest sporo, więc czasu na trening brakuje.

Zwiedzanie odbywa się na nogach – to również ruch, a więc rodzaj treningu...

No właśnie, tym się pocieszam. Dużo łatwiej jest mi pójść na spacer na plażę, choćby oddaloną o 8 kilometrów, niż próbować coś trenować na parkingu. Ruszam się jak najwięcej i pilnuję żeby "wychodzić" minimum 6 tysięcy kroków dziennie. W miarę możliwości zawsze wybieram stacje z parkingami, z których można łatwo się wydostać i gdzieś pomaszerować. A jak nie ma gdzie iść, to robię chociaż kilka okrążeń dookoła parkingu. Na dłuższych pauzach, jak już wspomniałam, nigdy nie siedzę w kabinie – zawsze szukam lokalnych atrakcji turystycznych, zwiedzam okolice lub jadę do miasta. Jak nie ma dostępnego środka transportu to zdarza mi się „zrobić” prawie 20 kilometrów w jeden dzień. Tak było na przykład we Florencji, gdzie do centrum trzeba było prawie 6 km w jedną stronę na piechotę plus do tego zwiedzanie miasta i powrót. A bywa i tak, że praca zawodowa dostarcza trochę ruchu – jak się trafi wymiana palet czy załadunek ryb, gdzie trzeba łopatą z lodem pomachać. Zdecydowanie łatwiej idzie mi z dietą, bo po prostu wiele dobrych nawyków i żelaznych zasad przeniosłam do kabiny ciężarówki z wcześniejszego okresu mojego życia.

Przestrzeganie w trasie zasad zdrowego odżywiania się wydaje się tak samo trudne jak systematyczność w uprawianiu joggingu czy dźwiganiu hantli...

Dla mnie zorganizowanie w miarę zdrowej i zbilansowanej diety w trasie nie jest trudne. Tym bardziej, że i tak większość potraw przygotowuję w domu, pakuję próżniowo i w trasie tylko odgrzewam. To taka podróżna dieta pudełkowa, do której dokupuję jedynie owoce i warzywa. Gorzej jest natomiast z zachowaniem regularności posiłków i picem odpowiedniej ilości wody. Raz śniadanie jem o godzinie 9 rano, innym razem o 18, a zdarza się nawet, że siadam do niego o 3 w nocy. Czasem więc mój organizm odmawia współpracy, bo to co smakuje w dzień, niekoniecznie w nocy – i na odwrót. A woda? Im więcej jej wypijesz w czasie jazdy, tym częściej musisz się zatrzymywać, a na to przeważnie nie można sobie pozwolić.

A co z zamiłowaniem do słodkości? Jesteś łasuchem?


Niestety, słodycze są dla mnie czymś niezbędnym w trasie. Nie jest łatwo przetrwać nockę bez czekolady... Owszem, próbuję łakocie zastępować jabłkiem czy marchewką, ale to nie to samo. Nic nie działa tak pobudzająco w czasie nocnej jazdy jak kostka czekolady :) Jak po nieprzespanej nocy oprzeć się pachnącej kawie z pistacjowym cornetto na stacji paliw, zwłaszcza na południu Włoch? W trasie jest mi zdecydowanie trudniej oprzeć się pokusom niż w domu. I tak z każdym rokiem jazdy jest mnie o kilogram więcej :)
Do ulubionych
FIRMOWY SPOTLIGHT
Hellmann


NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

NASZE WYWIADY, OPINIE i RELACJE

Photo by Josh Hild from Pexels