Josephs.ScotBorowiak Properties Ltd

Z niespodziankami, ale do przodu...

Utworzona: 2021-08-31


Podróż ku najwyższym górom świata trwa już 10 dni. Pomimo niespodzianek i problemów Jelcz 325 transportuje na swoim "grzbiecie" trojkę śmiałków i prawie 1,7 tony części zamiennych. Polska załoga przebywa obecnie w Turcji, gdzie zaprezentuje wystawę dokumentującą wyprawę na Annapurnę w 1979 roku.

Trasa z Jeleniej Góry do Pokhary w Nepalu licząca ponad 10 tysięcy km, pobyt w 9 krajach, konieczność przekroczenia 11 granic, planowany czas przejazdu 35 dni – to najkrótszy opis przedsięwzięcia, którego bohaterami są członkowie trzyosobowej załogi oraz Jelcz 325. To samochod bliźniaczo podobny do ciężarówki serii 315, którą polscy himalaiści wyruszyli na wyprawę w 1979 roku. Trasa przebiega przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Iran, Pakistan, Indie i Nepal. A powrót? Załoga wróci do kraju samolotem, a Jelcz drogą morską jako ładunek statku.

Już pierwsza doba podróży przyniosła niemiłą niespodziankę w postaci wycieku oleju ze zwolnicy koła, który spowodował przymusowy 3-godzinny postój. Obawy zastosowania za rzadkiego dla "Jelonka" oleju potwierdziły się także w przypadku skrzyni biegów i silnika. Dzięki pomocy przedstawicieli firmy Apollo Tyres ekipa Jelcza zatrzymała się na noc w firmie JawTrans w Nowym Sączu, gdzie ciężarówka wjechała na kanał w celu wymiany oleju. W tym samym mieście w firmie Li-Ki dokonano naprawy tłumika, na co zabrakło czasu przed wyjazdem.


W dzienniku z podróży szef teamu Maciej Pietrowicz napisał: "Dzięki ogromnej życzliwości i solidarności ludzi, którzy bez wahania poświęcili swój czas dla pięknej idei wyjazdu, uda nam się dotrzeć na Węgry, gdzie nocujemy już wszyscy w aucie na terenie firmy naszego sponsora Apollo Tyres".


Trzeciego dnia wyprawy na Wegrzech też nie obyło się bez perturbacji. Opóźnienie wyjazdu w dalszą drogę spowodowała awaria akumulatorów rozruchowych. Granicy węgiersko-rumuńskiej nie udało się pokonać w pierwszym podejćiu z powodu zbyt dużego tonażu pojazdu, co zostało okupione koniecznością dojazdu na inne przejście, oddalone o 100 km. "Lokals", który wymył szyby Jelcza zażądał wynagrodzenia w europejskiej walucie – stanęło na dwóch euro.

Czwartego dnia załoga i jej mechaniczny pupil zostali mile przywitani w oddziale firmy Adient w Rumunii, gdzie zaprezentowano polską ciężarówkę od środka. W sali konferencyjnej podróżnicy opowiedzieli historię "złotej ery polskiego himalaizmu", czyli przedstawili najważniejsze dokonania naszych wspinaczy z lat 70. i 80. ubiegłego wieku.

Rumuńska autostrada A1 w połowie trasy zamieniła się w górską serpentynę wypełnioną ciężkim sprzętem transportowym. W końcu "Jelonek" wylądował w samym środku wieczornego festynu w miejscowym kurorcie, wykonał rundę honorową po głównej promenadzie, co wzbudziło spore zainteresowanie przechodniów. Nocleg na parkingu poprzedzony został rozmowami z polskimi truckersami, m.in. na temat starych i nowych technologii stosowanych w środkach transportu oraz degustacją przysmaków dostarczonych przez rodaków.

Piątego dnia przekroczono granicę rumuńsko-bułgarską, wcześniej ustawiając się na pasie dla samochodów osobowych. Staruszek Jelcz wzbudził sympatię mundurowych z obu krajów, dzięki czemu bez problemu podróżnicy wylądowali po drugiej stronie Dunaju w Ruse. Bułgarskie drogi ich nie rozpieszczały, a dodatkowo nawigacja poprowadziła po zmroku w głęboki las. Na szczęście kierowca Arek Peryga zareagował w ostatniej chwili i wyprowadził pojazd z powrotem na właściwy kurs.


Kolejnego dnia potwierdziło się twierdzenie, że im dalej na południe, tym gorsze drogi. Jelcz jednak dawał radę, chociaż wytrząsł niemiłosiernie kierowcą i pasażerami. Kolejną granicę "zaatakowano" także na przejściu pasażerskim. Z początku poszło gładko, ale w budynku D3 po tureckiej stronie już nie… Polacy usłyszeli od funkcjonariusza, że bez karnetu ATA online w systemie nie ma dalszej jazdy. Po interwencjach turecki celnik zechciał sprawdzić zawartość "paki". Uwierzył, że rozrusznik, alternator i sprzęgło, czyli przewożone części zamienne są elementem wystawy dokonań polskiego himalaizmu.

W Turcji na stacjach paliw nie było winiet i wreszcie załoga trafiła na pocztę, gdzie kupiła potrzebną nalepkę na szybę. Celem podróży w tym kraju była siedziba firmy Ekol Logistics w Stambule, gdzie Jelcz został zmuszony do zdania testu polegającego na wjeździe na górny poziom parkingu, co wymagało wrzucenia pierwszy raz w historii "Jelonka" pierwszego biegu.


Następnego dnia, na rozgrzanym niemal do czerwoności od słońca betonowym parkingu, załoga zrobiła porządek w swoim domu na kołach. Ciekawscy tubylcy pytali o Jecza w języku tureckim, na co ekipa odpowiadała płynną polszczyną. Najważniejszym punktem porządku dnia było potwierdzenie wizyty w ambasadzie RP w Ankarze. Wystawa himalajska ma zostać 31 sierpnia zaprezentowana lokalnej społeczności. Nastał długi weekend (święto narodowe), co oznacza zakaz ruchu pojazdów o masie powyżej 7,5 tony. Trzeba było zostać na miejscyu do poniedziałku, by wyruszyć w dalszą drogę.


Uziemieni w Stambule Polacy dziewiątego dnia skontaktowali się z ambasadą RP w Iranie. Resztę dnia podróżnicy wykorzystali na ładowanie akumulatorów przed czekającą ich dalszą podróżą. Najważniejsze, że jedyny kierowca "Jelonka" – Arek – miał szansę zregenerować siły, które będą mu potrzebne w dalszych etapach wyprawy.

Pobyt w Stambule i dalsza przeprawa do Iranu odbywać się będzie w towarzystwie delegowanego przedstawiciela firmy Ekol Logistics.

Źródło: www.jelczemwhimalaje.pl
Do ulubionych
FIRMOWY SPOTLIGHT
TRONIK Spółka z Ograniczoną Odpowiedzialnością Spółka Komandytowa


NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

NASZE WYWIADY

OPINIE

NASZE RELACJE

Photo by Josh Hild from Pexels