Mój rozklekotany już samochodzik trafił do warsztatu, bo coś naprawiać trzeba. Jednak warsztat dał mi auto zastępcze. Wyjechałem z warsztatu, stanąłem na światłach, samochód zgasł. Wcisnąłem sprzęgło, zapalił. Nie ruszyłem, tylko puściłem sprzęgło i już nie zgasł. Dojeżdżałem do następnych świateł, wrzuciłem luz podczas jazdy i puściłem sprzęgło. Nie zgasł, ale zgasł kiedy auto się zatrzymało. Ponownie wcisnąłem i puściłem sprzęgło i auto chodziło. Na następnych światłach, wrzuciłem na luz dojeżdżając, ale tuz przed zatrzymaniem auta, wcisnąłem sprzęgło i tak jakby jednocześnie zgasł i zapalił. Nawet sekundy różnicy nie było. No i już po kilku hamowaniach nabrałem nawyku, że jak auto gaśnie, to kopie w sprzęgło i go odpalam. To nawet zabawne, tym bardziej w cudzym aucie

~Cyprian Kleofas Kozłowicz

*.warszawa.vectranet.pl