Josephs.ScotBorowiak Properties LtdToll House Properties Ltd

Królowa długiego dystansu – na nogach i w kabinie ciężarówki

Utworzona: 2024-01-07


Listopadowy morderczy maraton w Nowym Jorku zakończył się wspaniałym sukcesem 45-letniej Katarzyny Raczkiewicz, która z czasem 2:53:29 zameldowała się na mecie jako pierwsza z Polek. To nie przypadek – zaledwie 3 tygodnie wcześniej była również najszybszą Polką w maratonie w Chicago. Kasia, z zawodu i zamiłowania kierowca ciężarówki, opowiedziała nam o swojej pasji i pracy.

Tej jesieni pobiegłaś w dwóch amerykańskich maratonach i w obu przekroczyłaś linię mety jako najszybsza Polka. Przyjmij moje szczere gratulacje! Wydawać by się mogło, że taki sukces może osiągnąć tylko profesjonalna biegaczka, a nie amatorka...

Dziękuję. Moich sukcesów nie odbieram w kategorii: Wow, jaka jestem wspaniała! Zawsze powtarzam, że bieganie nie jest całym moim życiem. Inaczej mówiąc, nie układam wszystkich swoich zajęć pod bieganie, tylko je "wklejam" w moje życie. Wydaje mi się, że osiągnęłam w tym zdrowy balans.

Na co dzień jesteś zawodowym kierowcą. Proszę, opowiedz o swojej pracy - o tym jak to się zaczęło, o specyfice wykonywanych zadań.

Wychowałam się w małej miejscowości na wschodzie Polski, gdzie był PGR i baza transportu ze Starami i Kamazami na placu, które mnie od najmłodszych lat fascynowały. Podpatrywałam kierowców przy pracy, korzystałam z możliwości odbycia krótkich przejażdżek, później lubiłam jeździć autostopem, oczywiście zatrzymując głównie ciężarówki. Pamiętam jak w męskim gronie powiedziałam, że kiedyś i ja zostanę kierowcą ciężarówki, co wywołało lawinę śmiechu. Zresztą, uzasadnioną, bo w tamtym czasie nie był to zawód dla dziewczyn. Moje życie potoczyło się jednak inaczej i truckerska profesja musiała poczekać, chociaż ta myśl ciągle powracała. Poszłam na studia, skończyłam pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą, zrobiłam nawet studia podyplomowe - oligofrenopedagogikę, a później jakiś czas pracowałam z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, z autyzmem i chorobami psychicznymi. Po studiach założyłam rodzinę, urodziłam dziecko, więc transport, siłą rzeczy, musiał zejść na dalszy plan. Wraz z rodziną wyjechałam do Anglii (gdzie mieszkam już 18 lat) i tam myśl o pracy za kółkiem ciężarówki powracała co jakiś czas, zwłaszcza po rozwodzie kiedy szukałam sposobu na utrzymanie siebie i syna. Niestety w tamtym momencie było to niemożliwe do wykonania. Wiedziałam, że muszę poczekać aż syn osiągnie pełnoletność i się usamodzielni.


Po jakimś czasie poznałam Patryka, który jest zawodowym kierowcą, zostaliśmy parą i mogłam z bliska poznać specyfikę tej pracy. W 2019 roku dołączyłam do niego na 2 tygodnie na trasie koncertowej zespołu Rammstein, dla którego przywoziliśmy elementy sceny. Wszystko zobaczyłam z bliska i wiedziałam już na pewno, że chcę to robić. Gdy syn skończył 18 lat, zgłosiłam się na kurs prawa jazdy na ciągnik z naczepą. Po pierwszym oblaniu egzaminu na placu manewrowym pojawiły się jednak wątpliwości. Zastanawiałam się, czy dobrze robię, czy nie utopię w błocie pieniędzy wydanych na kurs? Wyszłam jednak z założenia, że jeśli nie spróbuję i nie przekonam się na własnej skórze czy ta praca jest dla mnie, mogę później żałować - żyć z myślą, że popełniłam błąd.

Dopięłaś swego...

Tak. I bardzo się z tego cieszę. Jestem samozatrudniona, współpracuję z firmą organizującą przewozy dla branży show-businessu, są to objazdowe imprezy widowiskowo-muzyczne. Specyfika pracy jest taka, że przez pięć, sześć miesięcy nieprzerwanie jestem w trasie, nie wracam do domu. Ciężarówki towarzyszą artystom (zespołom rockowym, orkiestrom, grupom teatralnym) w ich tournée po Europie. Przewozimy ich sprzęt i dekoracje sceniczne. Ostatnim razem pracowałam za kierownicą Forda F-Maxa, a wcześniej innych pojazdów. Wszystko zależy od tego, jaki ciągnik udostępnia firma, z którą współpracuję. Charakter pracy bardzo mi odpowiada.


Wcześniej tak nie było. Pracowałam w wypożyczalni aut ciężarowych. Czasem trzeba było jechać na drugi koniec Anglii żeby przekazać ciężarówkę klientowi albo ją odebrać. Angielskie prawo traktuje to jako usługę serwisową, w związku z czym nie ma potrzeby używania tachografu. Dlatego dniówki bywały bardzo, bardzo długie.

W wywiadach przyznajesz, że bieganie nie zawsze było Twoją pasją. Na początku była to forma ucieczki od problemów życia codziennego. Długo trwało dojście do wniosku, że bieganie jest Twoim powołaniem? Że to coś więcej niż forma odreagowania i przyjemnego spędzania czasu wolnego?

Nie potrafię powiedzieć dokładnie jak długo to trwało. Ten moment przyszedł samoistnie, niemal niepostrzeżenie. Na początku, gdy waliło się moje życie osobiste, wychodziłam z domu żeby pobiegać, pobyć w samotności. Później, jak pracowałam z osobami chorymi psychicznie lub niepełnosprawnymi umysłowo (niektórzy próbowali odebrać sobie życie), znowu potrzebowałam odskoczni, czasu na to, żeby oczyścić umysł. W końcu, po kilku miesiącach systematycznego biegania, miałam urlop i nie potrzebowałam już terapii ruchowej dla poprawy komfortu psychicznego. Wtedy przyszła refleksja, że mimo wszystko chcę wyjść i pobiegać. Czerpałam z tego coraz większą radość. Im dłuższy był dystans, tym większa radość. Nie biegałam jednak regularnie. Jako samodzielny rodzic nie zawsze mogłam biegać wtedy kiedy chciałam, gdyż nie miałam z kim zostawić syna.

Jakie cechy psychiczne i fizyczne zadecydowały o tym, że osiągnęłaś tak wiele? To zasługa ciężkiej pracy, samozaparcia i systematyczności w treningu, a może jeszcze czegoś innego?

Jestem osoba konsekwentną. Jak już coś postanowię to bardzo rzadko zmieniam zdanie. Z reguły idę w określonym kierunku, dążę do realizacji celu, pomimo pojawiających się przeszkód i przeciwności losu. Druga przyczyna może wydać się niektórym zaskakująca. Otóż, z natury jestem człowiekiem leniwym, co oznacza, że muszę pracować dwa razy ciężej niż inni. Raz - żeby się zmotywować do działania, a dwa - żeby działać. I chyba ta świadomość własnej słabości sprawiła, że się nie poddawałam się, mimo trudnych chwil kiedy pojawiało się zwątpienie albo dopadało mnie lenistwo. To nie jest tak, że zawsze się chce. Były i są dni, że bardzo mocno muszę się motywować do działania. Wiem, że bez chęci, samodyscypliny i systematyczności moje bieganie byłoby inne. W trenowaniu pomaga mi też fakt, że jestem typem zadaniowca: zobaczyć, zrobić, zapomnieć. Po prostu działam.

Dużo było chwil zwątpienia w sens biegania? W jakich okolicznościach się pojawiały?

Rzeczywiście z tym moim bieganiem bywało różnie - czasem go nienawidziłam, częściej jednak kochałam. Wbrew pozorom chwile zwątpienia przychodziły (i nadal przychodzą) dość często - wystarczy ciężki dzień w pracy i będące jego następstwem wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Kiedy nic się nie chce, naturalną koleją rzeczy pojawia się pytanie: po co mi to całe bieganie? Czasem w życiu zwyczajnie coś nie wychodzi, doznajemy porażek i jesteśmy zdołowani. W takich sytuacjach również trudno wykrzesać z siebie entuzjazm do wyjścia z domu w stroju sportowym. W każdym razie rozwód z bieganiem brałam kilka razy, co nie zawsze było związane ze stroną sportową. Bardzo ciężkie są też powroty po kontuzjach.

Jakich kontuzjach?

Kontuzje bywają różne i nie zawsze daje się ich uniknąć. U mnie najczęściej powraca problem z lewą nogą, a konkretnie chodzi o mięśnie uda. Trudno opowiedzieć o tym w kilku zdaniach. Poza tym tych kontuzji było sporo, najpoważniejsze były jednak złamania zmęczeniowe piszczeli, co oznaczało za każdym razem 12 tygodni przerwy w treningach.

Bieganie, jako się rzekło, wymaga systematyczności i poświęcenia mu określonego czasu... Jak wygląda Twoja sportowa "rozpiska" dnia, tygodnia?

Biegam 7 dni w tygodniu, z czego dwa są takie, że nie muszę, a mogę. Z reguły jednak nie robię przerw z tego względu, że jest mi dużo łatwiej utrzymać płynność, nie opuszczając ani dnia. Poza tym lubię biegać. Na trening poświęcam zwykle około godziny, natomiast dwa razy w tygodniu jest nieco krótszy, trwa 40-50 minut. Trenowanie do maratonu wiąże się z tym, że im bliżej startu, tym robi się intensywniej i na przykład "wybieganie" niedzielne trwa wówczas nawet 2,5 godziny. Specyfika mojej pracy sprawia jednak, że czasami trudno jest zrealizować plan i trener musi na szybko coś przestawiać.

No właśnie... Od jakiego momentu biegaczowi-amatorowi potrzebny jest trener, który ustawi program treningowy i zadba o bezpieczeństwo podczas wzmożonego wysiłku?

Najpierw trzeba się rozbiegać i w miarę robienia postępów należy zachować czujność żeby nie przeszarżować. Według mnie nie można sprecyzować kiedy jest odpowiedni moment, aby w nasze biegowe życie wkroczył trener. Jeśli nie potrafi się tego zrobić samemu i rozsądnie, to warto sięgnąć po pomoc kogoś, kto ma o tym większe pojęcie. Sama tego doświadczyłam, bo biegałam po 16 kilometrów dziennie i okazało się, że moje kości tego nie wytrzymywały i zaczęły pękać. Ale nie tylko dlatego potrzebny jest trener. Zadba również o urozmaicenie treningu i pomoże poprawić wyniki. Zanim trafiłam pod skrzydła Marcina Nagórka, byłam przeciętna biegaczką, która kończyła maraton z czasem około 3 h 45 min. Po 12 miesiącach trenowania z Marcinem przebiegłam maraton w 2 godziny i 55 minut. Nie mogłam w to uwierzyć. Taki postęp osiągnęłam przy "obciętym" kilometrażu. Zaczęłam biegać mniej, ale bardziej sensownie, pilnując rozgrzewki czy schłodzenia. Moje treningi zawierają różne jednostki typu podbiegi czy interwały (naprzemienne serie o wysokiej i niskiej intensywności). Podsumowując, zawsze mam rozpisany plan na kilka tygodni i dokładnie wiem co robić danego dnia. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi zgodnie z planem. Jeśli okoliczności są niesprzyjające i opuszczę jakąś jednostkę treningową, nie ma tragedii. Muszę zgłosić to trenerowi, który wprowadzi korektę do planu.

Co mogłabyś doradzić swoim koleżankom i kolegom po fachu, którzy wiedzą, że aktywność fizyczna jest bardzo wskazana, a jednocześnie są leniwi, szukają wymówek żeby się nie ruszać, odkładają decyzję na później?

Moja rada - stosować metodę małych kroków, zwłaszcza na początku przygody z bieganiem. Nie stawiajmy sobie od razu za wysoko poprzeczki, nie wytyczajmy zbyt ambitnych celów. Warto zacząć od spacerów, a dopiero później wziąć się za bieganie. Dużo również daje znalezienie jakiejś grupy motywacyjnej. Przetestowałam to na własnej skórze. W tym sezonie niesamowicie motywowali mnie koledzy i koleżanki z grupy Be Active Trucker. I to niekoniecznie ci, którzy mocno angażują się w aktywność fizyczną. W chwilach, kiedy nic mi się nie chciało, najchętniej wyciągnęłabym nogi na łóżku i poczytałabym książkę, sprawdzałam na Facebooku co dzieje się w grupie i dostawałam energetycznego kopa. Czyjaś radość z przebiegnięcia 5 kilometrów tak mi się udzielała, że też wychodziłam pobiegać, pomimo wcześniejszego braku chęci. Drugi człowiek potrafi zmotywować. Z drugiej strony namawiam: nie rób tego dla innych, tylko dla siebie. Po to żebyś lepiej się poczuł fizycznie i psychicznie. Dzięki temu będziesz lepszym partnerem, rodzicem, pracownikiem. Aktywność fizyczna wpływa na całe nasze życie, z czego nie zdajemy sobie sprawy. Warto na nią przeznaczać każdą wolną chwilę, nadarzającą się okazję. Każdą pauzę podczas jazdy ciężarówką zaczynam od wyjścia z kabiny i zrobienia dziesięciu "pajacyków", które poprawiają krążenie i sprawiają, że lepiej się czuję.

Jakie masz dalsze plany sportowe, jakie cele do osiągnięcia żeby poczuć się spełnioną?

Spełniona już jestem. Jak wcześniej powiedziałam, osiągnęłam w życiu balans, który daje mi szczęście. Jeżeli chodzi o bieganie, to bardzo bym chciała ukończyć serię startów w największych maratonach na świecie. Zostały mi jeszcze dwa: maraton w Tokio w marcu oraz w Londynie, który planuję przebiec w kwietniu. Mam nadzieję, że tym razem się uda, bo to nie pierwsze moje podejście do londyńskiego (wcześniej stawały na przeszkodzie pandemia i kontuzja). Będzie trochę mało czasu na regenerację pomiędzy jednym a drugim. Jednak patrząc na to, że niedawno pierwszy raz w życiu w ciągu jednego miesiąca pobiegłam dwa maratony - w Chicago i Nowym Jorku i dałam radę, to teraz też będzie dobrze. Na tym oczywiście nie koniec. W grudniu przyszłego roku planuję wystartować w maratonie w Walencji. Jest to najbardziej płaski i najszybszy maraton w całej Europie, co sprzyja poprawianiu wyników. Myślę, że jest to dla mnie ostatni dzwonek, żeby solidnie potrenować, dać z siebie wszystko i spróbować ustanowić nowy rekord życiowy.

Tego ci z całego serca życzę, dziękując za rozmowę.

Rozmawiał: Cezary Bednarski
Do ulubionych
FIRMOWY SPOTLIGHT
TRONIK Spółka z Ograniczoną Odpowiedzialnością Spółka Komandytowa


NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

NASZE WYWIADY, OPINIE i RELACJE

Photo by Josh Hild from Pexels